á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
W „Śmierci…” przede wszystkim nie dawała mi spokoju choroba głównego bohatera, od której wszystko się zaczęło. I mimo że to nie jej geneza była najważniejsza, nie mogłam uwolnić myśli od tego, że Iwan Iljicz na nic nie był chory, wmówił sobie chorobę i pielęgnował to wyobrażenie tak mocno, że nie było odwrotu i trzeba było umrzeć. W dodatku umrzeć, gdy mogłoby się jeszcze pożyć, (...) gdy świat tętnił życiem, a on z enigmatyczną chorobą, nie do końca zdiagnozowaną latającą nerką lub katarem kiszek, musiał rozstać się z życiem. Tak mnie uwierał ten brak kompetentnego rozpoznania choroby, że opis procesu umierania, na nie wiadomo co, zblakł i nie przekonał mnie.
To, co zwróciło moją uwagę i dało do myślenia, to ukazanie odrażającego środowiska, w którym żył bohater. Ci wszyscy obmierzli współpracownicy, znajomi i „przyjaciele”, jak sępy kołujące nad truchłem, myślący tylko o tym, ile zyskają na tej śmierci. To wyrachowanie żony, Praskowii Teodorówny, pozbawionej uczuć, obojętnej na stan zdrowia męża, rozważającej jedynie jej przyszłą materialną sytuację, wykorzystującą pogrzeb jako okazję do negocjacji o należny jej spadek. Samo to nieudane małżeństwo Iwana Iljicza i Praskowii Teodorówny, ich ciągła walka, próba sił, uszczypliwości, życie na pokaz, obojętność dzieci odmalował Tołstoj dosadnie i bardzo przekonująco. A i Iwan Iljicz nie był ideałem, był typem wyjątkowo antypatycznym, uciążliwym i niezadowolonym z życia. Jedynie Herasim, zwykły, prosty posługacz miał w sobie współczucie i miłosierdzie dla chorego.